W cieniu Diablaka , listopad 2008

Wstęp

 Późna jesień to nie jest czas na dalekie podróże a i temperatura nie zachęca ani do leżakowania ani do spacerowania. Większość ludzi ten czas poświęca na przebywanie wśród byłych znajomych. My jednak w listopadzie zawsze pakujemy plecak i ruszamy w góry, polskie góry. Listopad 2008 to był czas na krotką eksplorację Beskidu Żywieckiego.

Dzień 1 czyli rozgrzewka

To tutaj lokujemy swoją bazę wypadową. Dojeżdżamy na miejsce po 14 więc na daleką wędrówkę nie ma czasu. Postanawiamy obejść szlak najbliższy naszego lokum. Jesteśmy na żółtym szlaku. Od razu trafiamy na atrakcję w postaci przeprawy przez strumień po drewnianym mostku.    Dalsza droga to mozolne aczkolwiek niezbyt męczące wspinanie się przez malownicze lasy. Pomimo późnej jesieni doskonale są jeszcze widoczne malownicze kontrasty pomiędzy kolorowym podłożem liści i mchów, ciemną zielenią drzew iglastych a jasnym błękitem nieba.    Jako karni turyści nie schodzimy ze szlaku.   Dopiero będąc na grani co jakiś czas zza drzew odsłaniają się widoki na okolice.   Na szczycie, w cieniu zachodzącego słońca odsłania nam się królowa Beskidu żywieckiego ... Diablak czyli Babia Góra.Czas na małą sesję zdjęciową.     Jesteśmy na szczycie ... i wyciągu narciarskiego.    Gdyby był śnieg zejście w dół, a właściwie zjazd byłby bajecznie prosty. Niestety brak śniegu i potężne nachylenie stoku sprawia, że trawersowanie zbocza jest dużo bardziej męczące niż podejście.     Dzieci zamiast narzekać miały wspaniałą zabawę przy zbieganiu z górki na pazurki. Na dole czekała na nas lokalna atrakcja...kapliczka.   Powrót na kwaterę odbywamy już w totalnych ciemnościach. Na szczęście mamy czołówkę Petzla i po raz pierwszy możemy zobaczyć potęgę mocy jej 1 W diody ...samochody co chwila mrugają nam długimi światłami błagając o jej wyłączenie.



Docieramy na kwaterę w Zawoi późnym popołudniem, przebieramy się i od razu na szlak.


 Obok naszej kwatery znajduje się początek żółtego szlaku na Masorny Wierch.


 Barwy jesieni.


Leniwe podejście.

Próba chodzenia z kijkami.


  Podejście lekkie ale mało widokowe więc dzieciaki zaczynają się nudzić.





Pierwszy widok na królową Beskidów.












 Masorny Groń zdobyty. Czas na pamiątkową fotkę,



 Zejście z Masornego terenami zjazdowymi. Nachylenie było znaczne.




Pierwszą wycieczkę kończymy już ciemną nocą. Od razu możemy przekonać się o potędze 3 W diody XP Mayo.





Dzień 2 czyli na podbój Diablaka .

Po "rozgrzewce"  nie chcąc dalej forsować rodziny postanowiłem, że Diablaka zdobędziemy najłatwiejszą trasą czyli z przełęczy Krowiarki. Po dojechaniu na parking zobaczyliśmy, że podobny zamiar mieli inni weekendowi turyści. W związku z tym szlak na początku przypominał wycieczkę po Łazienkach. To mi się nie podobało. Jechałem tyle setek km aby teraz ocierać się o innych ? Absurd!    Na szczęście widoki rekompensują tę niedogodność. Ale cóż, nie pozostało nam nic innego jak wspinanie się po "schodkach". Pomimo niskiej temperatury, zaciszny las sprawiał, że zdejmowaliśmy z siebie kolejne warstwy odzieży.    Widzimy także górkę z naszą wczorajszą "rozgrzewką":  Z tej perspektywy wydaje się zupełnie płaska.Idąc dalej wśród gęstego drzewostanu docieramy do polanki.   Jesteśmy na Sokolicy.  Jest to także granica w kilku znaczeniach. Po pierwsze, skończył sie las a zaczęły się kosodrzewiny. Po drugie, zacisze lasu ustąpiło miejsca nagłym i porywistym atakom wiatru. Po trzecie, widok bluz i koszulek zastąpił widok polarów i kurtek.  Również i szlak nabrał nieco bardziej surowego charakteru.  W pewnym momencie docieramy do kolejnej granicy... kosodrzewiny. Teraz już jedyną roślinnością są mchy i porosty. Nic dziwnego. W końcu na tej wysokości zalegają kilku metrowe śniegi o czym świadczą owe kije.       W koło tylko skały, porywisty wiatr i kłębowisko chmur. Warunki pogodowe iście nie dla niedzielnych turystów.  Wreszcie osiągamy szczyt. Tak samo jak droga cały tonie w chmurach.   Pomimo, że nie jestem mięczakiem to chowam się za kamiennym murem. Tam też spożywam drugie śniadanie. Droga powrotna to walka z wiatrem i śliskimi kamieniami. W pewnym momencie natura lituje się nad nami i odsłania nam widok na morze ...położone już po słowackiej stronie. Docieramy z powrotem do Sokolicy. Tym razem obieramy marszrutę nieco dookoła czyli przez .... . Na początek czeka nas karkołomne zejście po kamiennych schodach.   A następnie przedzieranie się już płaskim szlakiem przez dziesiątki wiatrołomów.   Niektóre drzewka muszą już wiele lat tak leżeć gdyż ich pnie całe pokryły się mchem a ponadto stały się podłożem dla innych drzew.   Inne z kolei tworzą ciekawe formy architektoniczne.     Teraz, będąc już na szlaku łącznikowym wyglądającym niczym aleja parkowa docieramy do ukrytego leśnego jeziorka.   Na dole były umieszczone tablice informujące o florze i faunie otaczających gór. Z nich właśnie dowiedzieliśmy się, że Babia Góra oddziela 2 zlewiska: zlewisko Morza Bałtyckiego od zlewiska Morza Czarnego.



W planach zdobycie Babiej Góry. Zaczynamy na przełęczy Krowiarki.
Pierwsze okno widokowe
Po wyjściu ze strefy lasu pojawiają się widoki niczym z samolotu.
Pamiątkowe fotki
Sokolica zdobyta.
.
.
Aż korci aby iść gdzieś dalej.



Singletrack przez kosówkę.
Jest coraz zimniej i coraz bardziej zaczyna wiać.
Dalej już Adula nie dała rady wejść. Zimny wiatr wciskał się w najmniejsze szparki.







Po drodze wielu pseudo turystów wycofywało się. Wejście w krótkich spodenkach czy bez wiatro-odpornej kurtki było niemożliwe.
Idę razem z synem.
Babia Góra zdobyta.
Szczyt tonie w chmurach więc z widoczków nici.



Murek daje nieco wytchnienia i pozwala na zregenerowanie sił.


 Schodzimy
Pojawiają się okna widokowe na stronę Słowacką na Orave.


 


Dzień 3 czyli inna strona Diablaka.


Po ekstremalnym podejściu czas na leniwą wycieczkę. Wyznaczyłem trasę po szlakami o małych trudnościach technicznych i ... w drogę.Punkt startu obraliśmy na ... . Początek to leniwa droga skrajem wsi i lasu.   Pogoda nam dopisywała. Była całkiem inna od poprzedniego pochmurnego dnia.  Malowniczy szlak doprowadził nas do innej wsi.   Kilka metrów i weszliśmy w las.     W tym miejscu ogromna ilość dróg leśnych oraz ścieżynek po zrywce była wyzwaniem aby nie zboczyć ze szlaku. Czasami szlak stawał się ciężki do przebycia.   Jednak im dalej szliśmy tym tereny stawały się bardziej malownicze.  Nasza trasa prowadziła czarnym szlakiem lecz ani jednego turysty na nim nie spotkaliśmy. W pewnym momencie dochodzimy do wielkiej polany po zrywce. Naszym oczom ukazuję się wspaniała panorama Beskidu Żywieckiego z wietrznym Diablakiem. Dzisiaj góry toną w promieniach słońca. Aż trudno uwierzyć, że poprzedniego doświadczaliśmy ekstremalnych przeżyć.    Dochodzimy do grani. Tu krzyżują się szlaki turystyczne z ... i .... Wybieramy szlak prowadzący nas ku Małej Babiej Górze.  W tym miejscu po rz pierwszy dzisiejszego dnia napotykamy na turystów... prawdziwych rasowych turystów z plecakami i kijkami. W pewnym momencie drogę przegradza nam zwalona sosna. Korzystamy z okazji i robimy przerwę na drugie śniadanie. Jej pień wykorzystujemy jako stół i ławę a olbrzymie korzenie chronią nas przed porywistym wiatrem.    Po śniadanku chwila zastanowienia się i obieramy marszrutę szlakiem pod szczytem Małej Babiej Góry. Jest malowniczo.   Wędrujemy po terenie, który kilkadziesiąt  lat temu służył jako pastwiska dla owiec i bydła. Teraz natura powoli odzyskuje swoje posiadłości a my od czasu do czasu możemy jeszcze podziwiać panoramę terenów Zawoi.  Aż nie chce się wierzyć, że naszą marszrutę ówcześni juhasi musieli ją odbywać codziennie.  Droga nie jest lekka. Musi pokonywać w bród nieliczne potoczki a także osuwiska skalne.




















Komentarze

Popularne posty